niedziela, 4 września 2016

Eddington Limit

Eddington Limit, browar Twigg. Ok, mam swój pierwszy ESB, czyli piwo w stylu Extra Special Bitter. Pierwsze, bo dziwnego tworu Extra Bitter od Krajana nie liczę ;). Ślinka cieknie, ładna etykieta, taka brytyjska, i nazwa, taka angielska, i styl taki do bólu wyspiarski. Pijąc chciałbym poczuć się jak w UK. Ok zaczynamy, obok mnie siedzi mój tester angielskich Bitterów, więc zaraz się przekonam.

Od początku urzeka piękny kolor herbaty z cytryną. Piwo jest znacznie zmętnione. Pianka w moim przypadku nalała się potężna, co w klasycznym podawaniu tegoż napitku nie powinno mieć miejsca - powinna być minimalna, albo w ogóle.  Tak w Anglii, u nas inaczej hehe. Może mi się butelka wstrząsnęła przed nalewaniem, nie wiem, ale się starałem :) Za to po opadnięciu, do końca zostaje nam maciupeńka koronka piankowa.

Zapach uderza jak jasny szlag. Przyjemnie już jest. Biszkoptowo, karmelowo, w tle słody. Po wzięciu łyka, w smaku jest podobnie. Dopiero po kilku łykach do bukietu dołączają kwiaty i dojrzałe owoce. Superrr!!! Wspomniane biszkopty są pewnie konsekwencja dodania do piwa słodu czekoladowego jasnego. Niespotykane! Niezłe posunięcie. I właśnie po ogrzaniu staje się dziwna rzecz, magicznie to piwo zaczyna nagle przypominać typowego Stouta, tyle że .... jasnego haha :)

Konkretne, wysoce pijalne, mega smakowite piwo. Czegoż więcej chcieć po ciężkim dniu pracy?

P.S. A mój osobisty tester (testerka :P ) angielskich Bitterów (spożywająca je swego czasu w UK), zatwierdził smak -  smakuje jak najprawdziwszy angielski Bitter :) Mam to! W końcu!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz