sTEAm Time, browar Kraftwerk. Ojjj, polecieli chłopaki. IPA, z dodatkiem herbaty Earl Grey i kwiatu Hibiskusa. Jakieś pytania ;) ?
Ja mam jedno: co to jest Hibiskus hahaha ;) Przyznam, pierwsze słyszę o tej roślinie. Ehhh ile to się jeszcze człowiek musi nauczać.
Ja mam jedno: co to jest Hibiskus hahaha ;) Przyznam, pierwsze słyszę o tej roślinie. Ehhh ile to się jeszcze człowiek musi nauczać.
Kolor jasnego bursztynu, lekko zamglony, opalizujący. Uwaga - strasznie dużo syfu w butelce, trzeba ostrożnie lać do szkła, żeby nam farfocle nie powpadały...eeeeeee... i tak wpadną ;)
Zapach jakoś nie pociąga, nic nie zwiastuje, ot piwo Ale po prostu.
Podczas picia jest dość ostre, drapiące, czuć chmiele i.... taaaaaak - wyczuwalna jest herbatka, co prawda delikatnie, ale idzie ją uchwycić - to jakby podwędzany aromat, ale takie właśnie jest Earl Grey. Aromatów typowych dla "ip", klasycznych tropików, jest mało. Po ogrzaniu, podczas przełykania dotknie nas słodkość, ale raczej taka ziołowo-herbaciana, niż chmielowa. Zaraz potem, dość wyraźna, ściągająca goryczka, która długo się utrzymuje.
Piwo jest dość wytrawne, smakowo na pewno złożone. W sam raz na tea time ;)
P.S. Poprzednio Steam Time nazywał się Dżin. I jest to to samo piwo, tylko ze zmieniona nazwą i etykietką. Proceder typowy dla Kraftwerka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz